Tytuł: Odyseja warzywna
Autor: Małgorzata Poręba
Czyta: Wojciech Strózik
Odyseja warzywna
W małym centrum badań o kosmicznej treści,
skąd nie dochodziły często nowe wieści,
kosmos odkrywały małe trzy warzywa,
których pewna misja była dość wątpliwa.
Pierwszy – mądry Brokuł, co to mózg miał wielki –
Bardzo lubił czytać książek rodzaj wszelki.
Drugi – Pomidorek – nieco był strachliwy,
brzuszek zaś dla niego bywał uciążliwy.
Trzecia – to Cebula – ciągle się wzruszała;
dobrze, że w zanadrzu nową warstwę miała!
Przez inne warzywa byli poważani,
a przez Radę Warzyw dobrze opłacani,
gdyż niezwykle ważna miała być ich misja.
Oto co uznała rok wcześniej komisja:
„Jako że kosmitów boją się człowieki,
plotąc o porwaniach chyba już przez wieki,
to coś jest na rzeczy. Wiedzcie więc, warzywa,
że i dla nas kwestia jest dość osobliwa.
Może gdzieś w kosmosie żyje warzyw plemię,
które, zamiast rosnąć, to uprawia ziemię?
Które chce nas zniszczyć, porwać na swe pola?
Jest to więc uczonych warzyw teraz rola,
aby spojrzeć w kosmos, zrobić też badania,
a gdy przyjdzie pora, lecieć bez wahania
i unieszkodliwić plemię obcych warzyw.
Kto się w tym projekcie udział wziąć odważy?”.
Brokuł i Cebula oraz Pomidorek
mieli tak właściwie wolny każdy wtorek.
Gdy laboratorium oraz sprzęt dostali,
zaraz swojej ciężkiej pracy się oddali.
Brokuł ważne książki czytał o kosmosie,
okulary mając przy tym wciąż na nosie.
Pomidorek stale siedział przy lunecie,
myśląc nie o UFO, ale o kotlecie.
A pani Cebula bardzo uczuciowo
notowała niemal każde ważne słowo.
Trwałoby to długo, gdyby nie pan Brokuł,
który coś przeczytał i był w dużym szoku.
„Pomidorku – szepnął – przesuń tam lunetę.
Chodzi mi o małą, drobną wręcz planetę.
Widzisz tam coś, drogi? Widzisz tam warzywa?”.
Przyszła też Cebula, bardzo dociekliwa.
Pomidorek poczuł nagle stres dość spory,
lecz wtem zauważył chyba jakieś stwory!
Były jak kropeczki, nie do przybliżenia,
ale gdy się przyjrzał, doznał wnet wrażenia,
że to też warzywa, tylko jakieś inne…
Jakby jakieś groźne, jakby nieroślinne…
„Jest tak, jak sądziłem!” – Brokuł poczuł dumę.
A Cebula, która z nerwów żuła gumę,
wzięła swe notatki i po obserwacji
tkliwym głosem rzekła coś o sytuacji:
„Jeśli Rada Warzyw zrobi nam rakietę,
to, kochani, szybko osiągniemy metę.
Ta planetka wcale nie jest tak daleko!”.
Pomidorek w strachu popił sobie mleko;
tak naprawdę bał się lecieć do kosmosu,
lecz mu Brokuł nie dał wcale dojść do głosu.
„Dzięki mojej wiedzy dostaliśmy szansę.
Nasza trasa może skończyć się awansem.
Pokonamy UFO, zniknie zagrożenie.
Wielkie potem dadzą nam wynagrodzenie!”.
Pomidorek nagle aż się zaczerwienił –
Jego tok myślenia zaraz się odmienił –
zaś Cebula w szczęściu płakać tak zaczęła,
że kolejną warstwę z siebie aż zsunęła.
Równy miesiąc później byli już w rakiecie.
Pomidorek ciastka jadł sobie w sekrecie,
Cebula przy sterach stała pełna pasji,
Brokuł zaś się uczył, w sumie bez okazji.
Przemierzali kosmos w ciszy i spokoju.
Nikt się nie odważył mówić nic o boju,
który miał ich czekać na nowej planecie.
Mieli się tam zakraść, ale tak w sekrecie,
zbadać nowe plemię i przy sposobności
uciec się do wielkiej, strasznej wręcz podłości –
Pozostawić bombę na wrogim terenie,
po czym uciec prędko – oto zakończenie.
Wreszcie dolecieli do swojego celu.
Tak odważnych warzyw nie znajdziecie wielu!
Ubrane w skafandry, w tlen zaopatrzone,
wyszły więc z pokładu, nieco wystraszone.
Wnet się uśmiechnęły za swymi hełmami,
bo grunt najprawdziwszy miały pod nogami!
Lecz nic poza ziemią nie zauważyły.
Czyżby to planetę jednak pomyliły?
Biedny Pomidorek, czując stres ogromny,
zaczął się rozglądać, na nagrodę pomny.
Brokuł począł szukać danych w swoich mapach,
a Cebulę nieco zdziwił miły zapach.
Wzięła trochę ziemi i gdy ją zbadała,
to z emocji wielkich aż się popłakała.
„Toż to niemożliwe! Spójrzcie na tę ziemię.
Jest bajecznie żyzna! Myślę, że to plemię…”.
Nim skończyła mówić, usłyszeli dźwięki.
Raz to były krzyki, a raz dziwne jęki.
Pomidorek w strachu podjadł czekoladę.
Brokuł i Cebula weszli zaraz w zwadę.
„Trzeba nam to sprawdzić!”. „Nie, trzeba uciekać!” –
Tak krzyczeli głośno. „Nie ma na co czekać!”.
Pierwszy zauważył UFO Pomidorek.
Z lęku zaraz pobladł, tracąc swój kolorek.
Brokuł i Cebula w końcu też spojrzeli
i ze strachu zaraz wspólnie oniemieli.
Wszyscy zobaczyli wielkiego Ziemniaka,
który jednak głowę chyba miał Buraka!
Obok wyszła z ziemi bardzo zła Marchewka,
z której wystawała z boku gdzieś Rzodkiewka;
z lewej wyskoczyła Dynia kwadratowa!
Pomidorka mocniej zabolała głowa,
gdy zobaczył siebie w wersji niebieskawej
i Cebulę, ale w formie dość koślawej.
Wszyscy ci giganci prosto szli w ich stronę,
Por zaś na swej głowie nawet miał koronę.
Biedne trzy warzywka, przy gigantach tycie,
wzięły nogi za pas, chcąc ratować życie,
lecz nim do rakiety dobiec się udało,
stado złych gigantów już nad nimi stało.
Stali i patrzyli w dość dziwacznych pozach.
W oczach ich czaiła się ukryta groza.
„Błagam was, kochani, tylko nas nie zjedzcie! –
Załkała Cebula. – Chcecie coś? Powiedzcie!”.
Te jednak milczały. Brokuł więc powiedział:
„Wziąłbym dla was książki, gdybym tylko wiedział,
że jesteście takie… wielkie, tak… wspaniałe!”.
Nikt nie odpowiedział. Szanse mieli małe…
Nagle Pomidorek, choć się trząsł ze strachu,
wyjął coś z kieszeni. „Proszę, spróbuj, brachu”.
Swej niebieskiej wersji podał smakołyka.
Tamten po sekundzie ciastko już połykał.
„Dobre – tak zabuczał. – Bardzo ci dziękuję”.
Wcześniej Pomidorek czuł, że eksploduje,
ale nagle strachy gdzieś się pochowały.
Jego pobratymiec przecież był wspaniały!
Po tym incydencie Por, ten król z koroną,
rzekł donośnie z miną jakby złagodzoną:
„Czyli mam rozumieć, że nas nie porwiecie?
Że możemy dalej żyć sobie w sekrecie?”.
Brokuł aż zapomniał o przyszłej zapłacie.
„Jak to? Wy, giganci, nas się obawiacie?”.
„Dla nas tu jesteście przecież kosmitami.
Może macie wsparcie? Nie jesteście sami?
Chcecie swą inwazję na nas przeprowadzić
Lub też nasz ród mały tak po prostu zgładzić?”.
Dla Cebuli tego było już za wiele.
„Jakże mi ulżyło! Moi przyjaciele!
Chociaż dla nas dziwnie wszyscy wyglądacie,
wy nas pewnie również za dziwaków macie.
Jako że jesteśmy wszyscy warzywami,
to jesteśmy równi, niemal tacy sami!”.
Wszyscy przytaknęli tej istotnej mowie.
Brokuł się podrapał po swej wielkiej głowie.
„My to rozumiemy, lecz nasza planeta
raczej się opiera na przykrych konkretach.
Zechcą, by tu wrócić i was, wiecie, zgładzić…
Lecz wiem, co możemy na to zło poradzić.
Naszym ziemskim braciom nie piśniemy słowa!”.
Por zapytał zaraz: „Co, jeśli to zmowa?
Trzeba nam dowodu, trzeba potwierdzenia!”.
Pomidorek uznał, nieco od niechcenia,
że w dowód przyjaźni da im wór pyszności –
jego skarb największy, centrum przyjemności,
które miał w rakiecie tak na czarną chwilę.
Por na to wyznanie uśmiechnął się mile.
„Że jesteście szczerzy, czułem od początku.
Wiecie, jestem królem, nie brak mi rozsądku.
Za tę waszą szczerość i za wór jedzenia
damy wam więc w darze grunt do nawożenia.
Może urośniecie… Teraz zaś żegnajcie,
a o naszym ludzie nie rozpowiadajcie!”.
Trójka ziemskich warzyw w końcu odleciała.
Zaś grupka gigantów długo im machała.
Radzie Warzyw później grzecznie wyjaśnili,
że się w obliczeniach nieco pomylili.
Nie ma tam kosmitów, nie ma porywaczy!
„Cóż, nie muszę chyba teraz wam tłumaczyć –
Odparł członek Rady – że z zapłaty nici?”.
Przyjaciele byli nieco z tropu zbici,
ale tylko chwilę. Już zapłatę mieli.
Mogli się nawozić tyle, ile chcieli!
Zrozumieli także, że tak zwani inni
przez swą inność wcale nie muszą być winni
ani nawet groźni. Ważna to nauka.
Ten czas traci, który tej inności szuka.
Zagadka
W białych kitlach chodzą, jak młynarze.
Talent do nauki otrzymali w darze.
Stetoskop wisi im u szyi,
Zwykle uśmiechnięci są i mili.
Wiedzę mają dużą i chętnie pomagają.
Wyleczyć każdego, taką misję mają.
Czasem receptę i na gardło lizaka.
Lepiej nic więcej, byłaby to draka.
Cenni to ludzie, zawód szanowany
I choć powinniśmy, rzadko odwiedzamy.
Do gardła zajrzy, puknie w kolana
Kiedyś doń kolejka stała od rana
Zagadka ta jest na życzenie, tyle zrobić mogę.
Nie wszystko tu przeczytam, lecz chętnie pomogę.
Lekarz – Alex z Poznania
Oczywiście lekarze.
Iga Pęcak ?
Pan Doktor/Lekarz
Na półsenne ale prawidłowe odpowiedzi.
Pozdrawiają
Artem, Lena i Leon radośni gdy słyszą pozdrowienia 🙂
A od rodziców ogromne dziękujemy za świetne bajki dla urozmaicenia naszych czytanek 🙂
Odpowiedz: Lekarze,
Pozdrawiamy gorąco Pana Wojta od wspaniałych bajek na dobranoc
Lekarze – słuchając bajkowego podcastu na dobranoc odpowiedziała Tosia. Celinka i Franciszek potwierdzili 🙂
Lekarze
Lekarze ?
Lekarz
Lekarz
Lekarze
Lekarz