Tytuł: Cukierkowy czarodziej
Autor: Karolina Zawistowska
Czyta: Wojciech Strózik
Bajka pochodzi ze strony Bajkownia.org
Wszystko działo się dawno, dawno temu.
W pewnej odległej krainie mieszkał sobie mąż z żoną i trojgiem dzieci: Krysią, Jackiem i Grzesiem. Rodzina trudniła się rolą, a dokładnie produkcją mleka. Żyło im się dostatnio i spokojne, ale mieli pewien problem. Brakowało im kogoś do pomocy, bo dzieci były jeszcze za małe, by pomagać przy dojeniu krów, a małżeństwu ciężko było zajmować się tak dużą ilością bydła.
Postanowili zatrudnić kogoś do pomocy. Na początku nikt się nie zgłaszał, a potem przyszło kilku ochotników, ale wszyscy byli albo za słabi, albo nie lubili zwierząt. Kiedy tracili już nadzieję, że ktokolwiek im pomoże, zjawił się odpowiedni kandydat. Był nim Aleksander- mężczyzna z obcym akcentem. Od razu przypadł gospodarzom do gustu, bo był nie tylko silny, ale i ze zwierzętami obchodził się niezwykle łagodnie. Gospodarze zaproponowali mu odpowiednią pensję i możliwość noclegu w starej szopie. Aleksander zgodził się na zaoferowane mu warunki. Codziennie rano ubierał się w długi biały fartuch, szare kalosze do kolan i czarny beret z antenką. Był bardzo pracowity i miły. Przypadł do gustu nie tylko dorosłym, ale i dzieciom, a to za sprawą smakołyków, którymi je obdarowywał. W tamtych czasach nie było czekolady, cukierków , ani lizaków w sklepach. Dzieci więc były zachwycone, kiedy dojarz – bo tak na niego mówili dorośli – ofiarowywał im brązowe smakołyki. Były to małe prostokąciki opakowane w szary papier, na którym widniały różne ilustracje, które mężczyzna sam wykonywał naturalnymi barwnikami z warzyw i węgla. Wszystkim bardzo podobały się te obrazki przedstawiające egzotyczne zwierzęta, a jeszcze lepsze były przysmaki schowane w tych obrazkach. Były niezwykle słodkie, czasami przyklejały się do podniebienia.
Dzieci wpadły kiedyś na pomysł, żeby podejrzeć sposób produkcji przysmaków. Podeszły do szopy, w której nocował Aleksander i zobaczyły coś niezwykłego. W drewnianym pomieszczeniu siedział mężczyzna, ale nie był sam, wraz z nim siedziało stado zwierząt, które mu pomagały. Bezdomne koty znajdowały u niego pożywienie, bo nie szczędził im mleka. Dzielił się każdym posiłkiem ze zwierzętami, a one odwdzięczały mu się towarzystwem i pomocą. Dzieci od czasu do czasu przybiegały wieczorami, by podglądać pracę Aleksandra, którego nazywały czarodziejem. Mężczyzna miał świadomość, że ktoś się jemu bacznie przygląda, ale zazwyczaj nie przeszkadzał obserwatorom, a nawet pozwalał im podglądać siebie i zwierzęta. Pewnego jednak letniego poranka, tuż po dojeniu krów, czarodziej zasłonił okna szopy starymi płóciennymi workami i bacznie pilnował, by nikt nie wchodził do środka. Pewnie by mu się udało, gdyby nie ciekawość i spryt dzieci, które wślizgnęły się do środka przez dół, który kiedyś wykopał ich pies, aby wskakiwać do pomieszczenia w zimowe dni. Udało im się wejść, ale największym wyczynem było pozostanie w ukryciu. Znaleźli kilka porozrzucanych worków i to stanowiło ich kryjówkę. Przez szpary w workach oglądali, co robi ich czarodziej. Widok był bardzo zajmujący, tak bardzo, że dzieci prawie zastygły w bezruchu i nawet nie zauważyły, że znajdują się w innym miejscu. Podobnie jak Aleksander, stali teraz na gorącym piasku, a wokół nich znajdowało się mnóstwo różnych zwierząt i dzieci, które miały ciemny kolor skóry i biegały ubrane w zielone liście. Bardzo ucieszyły się na widok mężczyzny, który obdarował je cukierkami. Krysia, Jacek i Grześ stali w zielonej gęstwinie i na szczęście nikt ich nie zauważył. Za chwilę zrobiło im się zimno i bardzo nieprzyjemnie. Ich nogi w cienkich sandałach utonęły w głębokim śniegu. Mężczyzna tym razem rozdawał słodycze dzieciom, których oczy były skośne, a włosy ciemne jak skrzydła kruka, a ich ubranie stanowiły grube kożuchy. Mieszkali w lodowych domkach. Odwiedzili jeszcze kilka miejsc: osadę ludzi o czerwonej skórze, którzy mieli różne pióra we włosach i mieszkali w namiotach, widzieli też dzieci, które jeździły na słoniach. Całe to zwiedzanie bardzo im się spodobało, a czarodziej nawet nie miał pojęcia, że miał ze sobą pasażerów na gapę, którzy sprytnie za każdym razem się ukrywali. Po całej podróży znaleźli się ponownie w starej szopie i po cichu wydostali się z niej. Dzieci poznały świat i zrozumiały, że czarodziej rozdaje nie tylko słodycze, ale sprawia radość. Pewnego jednak dnia zachorował, nie przyszedł nawet na dojenie krów. Rodzeństwo, dowiedziawszy się o tym, że nie było go rano, pospieszyło zobaczyć, co się dzieje. Rzeczywiście leżał w łóżku, a wokół niego gromadziły się zwierzęta. Weszli ostrożnie do szopy i przywitali się z Aleksandrem.
– Dzień dobry! – zawołały dzieci.
– Dzień dobry! – odpowiedział przygaszonym tonem mężczyzna.
– Jest pan chory? Boli coś pana? Ma pan gorączkę? – dopytywała dziewczynka.
– Wiecie, na mnie już pora, muszę jednak znaleźć swojego następcę, który pozna tajniki wytwarzania słodyczy. Kiedy byłem w waszym wieku, poznałem czyściciela butów, to od niego dostałem swojego pierwszego cukierka. To on też pokazał mi jak je wytwarzać, bo sam musiał pójść na emeryturę. Każdy z nas, kiedy nie ma już siły, wybiera się na zasłużony odpoczynek. Widziałem, jak po mojego pucybuta przyszła zgraja zwierzaków i zaprowadziła go do krainy, w której nikomu nie brakuje jedzenia ani słodyczy, wszyscy mieszkają w kolorowych domkach, codziennie świeci słońce i jest tęcza.
– Nas możesz nauczyć – zaproponował Jacek.
– To nie jest zły pomysł, ale czy wy chcielibyście podjąć się takiego zadania? – zapytał mężczyzna -To jest odpowiedzialna i ciężka praca.
– Chcemy – odpowiedziały dzieci po chwili namysłu.
– No tak, dzisiaj chcecie, jednak musicie wiedzieć, że jest to zajęcie na całe życie – dodał mężczyzna.
– Ja chcę być cukierkowym czarodziejem – powiedział z entuzjazmem Grześ.
– Kim chcesz być? – zapytał Aleksander.
– Cukierkowym czarodziejem – odpowiedziała za brata Krysia – tak pana nazywamy.
– Ha, ha, ha, ha – po raz pierwszy od ich przyjścia mężczyzna nabrał rumieńców, a jego twarz rozpromieniła się – No dobrze, zobaczymy, czy się nadajecie. Będziemy robić słodycze dzisiejszej nocy, musicie uprzedzić rodziców, że zostajecie u mnie, powiedzcie im, że będziecie się mną opiekować.
Dzieci poinformowały rodziców, że chcą pomóc Aleksandrowi wyzdrowieć i zostaną u niego na noc. Mama dała im ciepłego rosołu, aby przekazały go mężczyźnie i po chwili wahania zgodziła się na ich pomysł.
Robili słodycze całą noc, czarodziej przekazywał im nazwy różnych składników, które musieli zapamiętać.
– Wszystko już jest prawie gotowe, a teraz sprawdzimy, czy się do tego nadajecie. – Aleksander wlał słodycze do foremek i sprawdzał, czy zastygną.
Chwila wyczekiwania dłużyła się w nieskończoność, kiedy wreszcie wszystko było już gotowe, mężczyzna oświadczył:
– Nadajecie się, włożyliście w to tak dużo serca, że słodycze się udały. Od tej pory zostajecie cukierkowymi czarodziejami. Musicie pamiętać o kilku rzeczach: nie można tego sekretu nikomu zdradzić, dopiero waszemu następcy przekażecie przepis. Trzeba uważać, aby nie przesadzić z ilością cukierków, bo one mogą źle wpływać na zęby. Częstować, ale nie za często. I jeszcze jedna bardzo ważna rzecz, nie możecie już się z tego wycofać, to jest decyzja na całe życie.
Dzieci zdecydowały się zostać cukierkowymi czarodziejami, a Aleksander odszedł na zasłużoną emeryturę. Wszyscy troje zamieszkali razem na wsi, bo zawsze mieli dostęp do potrzebnych im produktów i oczywiście świeżego mleka. Nie zdradzili nikomu swojego sekretu. Odwiedzali dzieci na całym świecie, a że było ich troje, mogli w krótszym czasie dostarczyć więcej cukierków.
Historia dojarza nauczyła dzieci, że nie ważne jest, czy jesteś pucybutem, sprzątaczką, czy też szefem, ale ważne jest, ile szczęścia dajesz innym.